Urodził się w Druskiennikach. Mieszkał w Łodzi. W czasie wojny trafił do getta. Przeżył dwa marsze śmierci. Jak zauważył prof. Piotr Węgleński, były rektor UW, inicjator „8 wykładów na Nowe Tysiąclecie” – życiorysem Mariana Turskiego można by obdzielić kilka osób. Dziennikarz, historyk, przez wielu uznawany za autorytet, był prelegentem wykładu „Unde malum? Skąd się bierze zło?”, który odbył się 16 listopada na UW.
Pierwsze w tym roku i 154. do tej pory spotkanie w ramach cyklu „8 wykładów na Nowe Tysiąclecie” odbyło się 16 listopada w Starej Bibliotece na kampusie UW przy Krakowskim Przedmieściu. W swoim wystąpieniu Marian Turski poszukiwał odpowiedzi na pytanie o to, jak się rodzi zło, przedstawiając trzy aspekty tego zagadnienia.
Strach, rozkaz, poczucie wspólnoty
Pierwszy związany był z okolicznościami i mechanizmami psychologicznymi, które wpłynęły na przeistoczenie się dotychczas dobrych, poczciwych policjantów z Hamburga w bezwzględnych wykonawców deportacji i egzekucji Żydów w 1942 roku. Historia ta została szczegółowo opisana w książce prof. Christophera R. Browninga „Zwykli ludzie. 101. Rezerwowy Batalion Policji i ostateczne rozwiązanie w Polsce”. – Policjanci i żołnierze popełniający czyny sankcjonowane przez państwo nie uważają ich za naganne. Wytwarza się wśród nich pewien element atmosfery wspólnoty. Ludzi przekonuje swoista lojalność we wspólnocie – zauważył Marian Turski. Dodał też, że złe czyny mogą również wynikać ze strachu, otrzymywanych rozkazów lub przymusu wewnętrznego. Wspomniał ponadto o mechanizmie zmniejszania dystansu między katem a ofiarą polegającym na dehumanizacji i odczłowieczaniu.
Wychowanie i edukacja
Drugi omawiany przez Mariana Turskiego obszar związany z genezą zła dotyczył sposobu wychowywania człowieka od dzieciństwa w duchu „nowej elity”. Swoją refleksję oparł na książce Gregora Ziemera „Jak wychować nazistę. Reportaż o fanatycznej edukacji”. – Już 6-letnie niemieckie dziecko przysięgało po raz pierwszy na wierność Führerowi. Otrzymywało jednocześnie czarne buciki, szorty, czapkę wojskową, podkolanówki, brunatną koszulę ze swastyką i dzienniczek, w którym odnotowywało swoje postępy w sprawności fizycznej i żołnierskiej. W wielu relacjach spotkałem się z informacjami, że jako dowód dojrzałości uprawniającej to dziecko do przejścia stopień wyżej traktowano przynoszenie przez nie kociąt i ich duszenie – mówił Marian Turski.
Przypomniał także o programie nauczania prowadzonym w III Rzeszy: – System edukacji dążył do wychowania żołnierza; do wychowania człowieka wierzącego w wyjątkowość Niemców. Na biologii na przykład powoływano się na darwinizm i naturalną selekcję. Na geografii wprowadzano pojęcie stron rodzinnych w kontekście rozszerzania władztwa. Na historii mówiono głównie o wstydzie wynikającym z Traktatu Wersalskiego czy cywilizowaniu Wschodu przez Krzyżaków.
Rola mediów
Trzeci poruszony przez Mariana Turskiego wątek dotyczył wpływu mediów na wytwarzanie zła. – W 1967 roku wraz z Andrzejem Krzysztofem Wróblewskim zostaliśmy zakontraktowani przez Towarzystwo Wiedzy Powszechnej do uczestnictwa w ośmiu czy dziesięciu spotkaniach organizowanych wówczas w powiatowych domach kultury. Kilka z nich przypadło na okres, w którym toczyła się wojna sześciodniowa. Wierzcie mi, że reakcja ludzi była wręcz entuzjastyczna na rzecz Izraela. Sądzę, że wynikało to z faktu popierania Arabów i Egipcjan przez Związek Sowiecki. Armia izraelska miała głównego sprzymierzeńca w Ameryce. Wróciliśmy z tych spotkań podnieceni tym swoistym entuzjazmem. Wystarczyło kilka miesięcy, żeby się to całkowicie odmieniło – wspominał Marian Turski, podkreślając przy tym znaczenie aparatu propagandowego w zmianach postaw ludzi. Jako przykład przedstawił rolę radia RTLM i gazety „Kangura” podczas ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. – Widzimy tu niebezpieczeństwo komasowania dominujących elementów propagandy w jednych rękach i bazowania tych środków na uprzedzeniach, odczłowieczeniu tych, którzy mają być „karaluchami” dla odbiorcy – powiedział Marian Turski.
Żałoba
– Każdy, kto przeżył śmierć bliskiej osoby, doświadczył uczucia, że, pomimo racjonalnych uzasadnień, siedzi w nim straszna trauma, poczucie winy wywoływane przez żałobę: „Czegoś nie dopilnowaliśmy. Mogliśmy zrobić coś innego”. To naturalne – powiedział Marian Turski, a nawiązując do setek ludzi umierających obecnie w Polsce każdego dnia dodał: – Czy jest w nas taka żałoba? Czy jest w naszym społeczeństwie poczucie takiej winy? To rzecz, której nie powinniśmy odpuszczać. Brak tej żałoby jest dla nas wstydem – dodał na zakończenie prelegent.
Odnosząc się do obecnej sytuacji, powiedział: – Mieszkamy w spokojnej Europie, w której nieźle się żyje. W istocie rzeczy chcielibyśmy ją taką zachować dla siebie, dla naszych dzieci. Dawniej migracje w ciągu 200–300 lat zmieniły krajobraz kontynentu. Teraz może to nastąpić szybciej.
Wśród uczestników wykładu była m.in. Wanda Traczyk-Stawska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska, z którą Marian Turski współpracował w Radzie Społecznej Rzecznika Praw Obywatelskich.