Gwiazda w małym fiacie

dr Julian Srebrny, wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” UW, pracownik Środowiskowego Laboratorium Ciężkich Jonów Uniwersytetu Warszawskiego

W roku 1963 zostałem zatrudniony jako asystent na Wydziale Fizyki UW, który właśnie skończyłem. Rok później spotkałem Macieja Szczyglińskiego – inżyniera elektryka,  byłego żołnierza Armii Krajowej. Chyba pełnił on wtedy na naszym Wydziale funkcję przewodniczącego Rady Wydziałowej Związku Nauczycielstwa Polskiego. Namówił mnie do wstąpienia do ZNP. Warto przypomnieć, iż to był wtedy jedyny związek zawodowy, który mógł działać na Uniwersytecie. Wstąpienie do ZNP, okazało się dobrym posunięciem, które procentowało później, szczególnie w czasie powstania „Solidarności”.  Jeszcze w połowie lat 70. ubiegłego stulecia, współpracując z Maciejem Szczyglińskim, zorganizowaliśmy prawdziwe demokratyczne wybory do  Rady Wydziałowej ZNP. Poznałem wtedy późniejszych aktywnych twórców „Solidarności” na UW, zarówno z grona  pracowników Wydziału Fizyki, Macieja Gellera, Michała Nawrockiego, Janusz Ramotowskiego, czy Wiesława Dobosza jak i z innych wydziałów, by wymienić przykładowo Jerzego Kwaśniewskiego (IPSIR) oraz  Janusza Grzelaka i Jana Matysiaka (psychologia).  Na przełomie 1979/1980 już byliśmy tak dobrze zorganizowani w skali całego UW,  że wygraliśmy wybory do Rady Zakładowej ZNP.  Pamiętam wściekłość „namiestników” Rektora Rybickiego. Ale już było „po herbacie”. Mieliśmy de facto samorządny niezależny związek zawodowy, choć w ramach „starego” ZNP na Uniwersytecie Warszawskim.

 

W sierpniu 1980 roku było już oczywiste wysłanie naszych przedstawicieli do Stoczni Gdańskiej. Miesiąc później  naszym „największym” problemem było to, czy Rada Zakładowa ZNP UW może się stać automatycznie Komisją Zakładową NSZZ „Solidarność” UW. Pamiętam spotkanie na ten temat (byłem na nim razem z Maćkiem Gellerem), w którym uczestniczyli prof. Samsonowicz i prof. Stelmachowski. Szybko zdecydowaliśmy, że organizujemy „Solidarność” oddolnie przez zapisy indywidualne i wybory całej struktury. Zebranie założycielskie NSZZ „Solidarność” w UW odbyło się w sali Sali Dużej Doświadczalnej na Wydziale Fizyki, który wówczas mieścił się przy ulicy Hożej.

 

Nasza Organizacja Zakładowa NSZZ „Solidarność” otrzymała nr 2 w Regionie Mazowsze, byliśmy zaraz po Ursusie. Wtedy też 8 marca 1981 r.  wspólnie z Komisją Zakładową ZM URSUS zamontowaliśmy tablicę przy wejściu na dziedziniec Uniwersytetu, upamiętniającą wydarzenia 1968 roku. Rektor Rybicki miał szczęście, bo poważnie zachorował  i „odpuściliśmy” rozliczanie jego działalności na UW.

 

Dwadzieścia lat temu, podczas pobytu w  Stanach Zjednoczonych spotkałem fizyka, który mi przypomniał, że  w 1981 roku swoim małym fiacikiem, razem ze mną, przywiózł na Hożą Andrzeja Gwiazdę. Andrzej Gwiazda opowiadał nam jak się zorganizować, by przetrwać dłuższy strajk. Poruszyliśmy wtedy wiele innych istotnych tematów. Wiedza zdobyta podczas tej wizyty bardzo przydała się później podczas różnorodnych akcji strajkowych. Niewątpliwie, to był czas „burzy i naporu”. O takich czasach mówi się, za Gałczyńskim: „Gdy wieje Wiatr Historii/ Ludziom jak Pięknym Ptakom/ Rosną Skrzydła, natomiast/ Trzęsą się Portki Piętakom”.

 

Wkrótce doszedłem do wniosku, że na UW dobrze sobie radzimy. Wobec tego podjąłem aktywność także w Regionie Mazowsze NSZZ „Solidarność”. Pomagałem zakładać Związek w Zakładach pracy Warszawy i byłem tak zwanym konsultantem przy Zarządzie Regionu.

 

Zapamiętałem duże zebranie założycielskie (ok. 800 osób) „Solidarności” pracowników biur projektowych. Odbywało się ono w jakimś biurowcu na ul. Kruczej. Ktoś z PZPR lub starych związków zapytał się wówczas: „A co mi da osobiście przynależność do Solidarności?”. Chwile się zastanowiłem i odpowiedziałem: „Związek daje nam szanse wspólnego aktywnego działania. A najwyżej wszyscy razem zostaniemy wysłani na Syberię.” Sala odpowiedziała burzą oklasków.

 

Do dzisiaj należę do NSZZ ”Solidarność”. Obecnie pełnię funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Zakładowej UW. Naszym głównym zadaniem jest pokonanie atomizacji pracowników, dlatego dbamy między innymi  o sprawiedliwy system wynagrodzeń. Moim zdaniem, ostatnie trzydzieści lat to była w Polsce stała propaganda indywidualizmu. Liczyły się tylko własne „łokcie” do „przepychania w górę”. Sądzę, ze trochę się nam, Związkowi „Solidarność”, udało temu przeciwdziałać. Na przykład przed kilku laty wprowadziliśmy zasadę pomocy finansowej dla osób w ciężkiej sytuacji życiowej: jeżeli dane środowisko się zmobilizuje i zbierze pewną sumę pieniędzy, wtedy nasza Komisja Zakładowa podwaja tę sumę. I konkretna osoba otrzymuje dwa razy tyle, ile zebrali dla niej koledzy i koleżanki z pracy.

 

40 lat Solidarności na UW