Na ziemi krakowskiej ludzie rzucali w siebie ogonkami suszonej rzepy, Łemkowie dzielili się czosnkiem, a drzewko wieszano kiedyś pod sufitem. Jak dawniej obchodzono Boże Narodzenie?
Boże Narodzenie to jedno z najstarszych świąt, sięga IV wieku. W Anglii, Francji czy Niemczech świętowanie zaczyna się właśnie 25 grudnia w dniu Bożego Narodzenia. Wigilia jako taka została wprowadzona dwa wieki później. 24 grudnia w wielu krajach nadal jest zwykłym dniem pracy. W Polsce to jednak najważniejszy dzień obchodów. W tradycji ludowej oznacza również czas przesilenia, otwierający nowy rok.
Grochem o ścianę
W Polsce uroczyste wieczerze wigilijne zaczęto obchodzić w XVIII wieku. Na samą kolację mówiło się różnie, w zależności od regionu: wilia, wigilia, postnik, pośnik, kutia. Potraw nie zawsze było 12 (od 12 apostołów). Dawniej dużo większą wagę przywiązywano do wróżb i przesądów, dlatego na stole wigilijnym serwowano nieparzystą (uznawaną za szczęśliwą) liczbę dań. Najwięcej, czyli do 11, znajdowało się na najbardziej zamożnych wieczerzach.
Pierwszy pokarm, który tak jak i dziś spożywa się podczas Wigilii, to opłatek. Jeszcze w XX wieku nie znano tego zwyczaju na Warmii i Mazurach oraz części Pomorza. Na Górnym Śląsku, gdzie było więcej rodzin ewangelickich, opłatek przyjął się dopiero po II wojnie światowej.
W XIX wieku kolacje były nie tylko bezmięsne, ale też beznabiałowe i bezsłodyczowe. W zależności od regionu spożywano różne potrawy. Są jednak dwa dania, które powtarzały się niemal w całym kraju: kapusta i kompot z suszu. Jedzono w milczeniu. Od stołu nie mógł odejść nikt poza gospodynią, donoszącą potrawy. Co ciekawe sztućce trzymano w rękach przez całą ucztę. Jeśli ktoś potrzebował jednak użyć dwóch rąk, radził sobie zębami i nimi przytrzymywał łyżkę. Dawało to pewność, że przez następny rok jedzenia nie zabraknie.
Podczas Wigilii wróżono, jaki będzie przyszły rok. Na ziemiach wschodnich, wróżąc, często rzucano garściami zboża, czasem kutią albo gotowanym grochem. Tak żeby przyczepiły się do sufitu. Po ilości ziaren, które przykleiły się do pułapu przewidywano plony w kolejnym roku. Jeśli rzut gospodarzowi wyszedł, to mógł liczyć na wysokie plony (i przy okazji brudny sufit).
Sądzono, że dusze zmarłych podczas uroczystej wieczerzy odwiedzają swoje rodziny. Dlatego puste miejsce przy stole przeznaczone było właśnie dla nich. Wcale nie było jednak pewne, że odwiedzająca dusza wybierze właśnie to przygotowane siedzisko. Na wszelki wypadek lepiej więc było najpierw dmuchnąć na ławę albo stołek, tak by na kimś nie usiąść, i powiedzieć „posuń się duszyczko”. Dla zmarłych zostawiano też do skosztowania dania wigilijne i opłatek.
O tym skąd przybyła do Polski choinka, dla kogo zostawiano wolne miejsce przy stole, dlaczego dmuchano na krzesła oraz jak należy adresować listy do Świętego Mikołaja, można przeczytać w najnowszym numerze pisma uczelni „Uniwersytet Warszawski” w artykule „Kiedy bombka zastąpiła świat” (pdf)